Tomek miał 10 lat. Niedawno wrócił ze szkoły i siedział przy biurku
rozwiązując pracę domową z matematyki. Pomimo usilnego wytężania
umysłu w służbie dzieleniu i dodawaniu nie mógł się skupić. Ciągle
przeszkadzała mu jedna myśl, która kłębiła się w głowie niczym obłok
przy wietrznej pogodzie. Od jakiegoś czasu bowiem bardzo podobała mu
się koleżanka z klasy, ale jak to mały chłopiec, nie wiedział co miał
dokładnie z tym zrobić. Pomyślał więc, że pójdzie do swojego ojca po
radę. Jego tata często wygłaszał w domu opinie na temat bab
,
dlatego wydawał się najlepszym możliwym źródłem informacji. Tomek
odszedł więc od biurka, zgasił lampkę i wyszedł z pokoju w
poszukiwaniu taty. Nie musiał daleko szukać. Ojciec, niczym
wzbudzający respekt ekspert, siedział w kuchni popijając kawę z
rozłożoną gazetą w ręku. Tomek, wchodząc, słyszał szelest
przewracanych kartek i pomruki ojca komentującego pod nosem aktualne
wydarzenia. Chłopiec odsunął krzesło i nie czekając, aż jego tata
odłoży gazetę, zaczął wypytywać.
- Tato - zaczął - jak ja mam się za babę brać?
- Słucham? - tata Tomka wydawał się lekko zdumiony tym nagłym pytaniem.
- No, jak mam się za babę brać? - powtórzył Tomek.
- Jak to jak? - ojciec zdążył się otrząsnąć się po chwilowym zaskoczeniu - Tak jak stoisz.
- Czyli jak?
- Kiedyś się nikt nie pytał. - wziął łyk kawy i przełknął ją głośno - Chłop jak stał tak się za babę brał.
- A jak leżał?
- A jak leżał to wstał i potem się brał.
- A ty tato, jak się za mamę brałeś? - ojciec odłożył gazetę.
- Popatrzyłem od góry do dołu, koszulę w spodnie wpuściłem… przystanąłem, a potem tak jak stałem tak się brałem.
- I mama tak Cię od razu chciała?
- Kolego, baba, - zrobił krótką pauzę, spojrzał przez okno na osiedlowy skwer, po czym wrócił wzrokiem na chłopca - baba będzie Cię chciała, jak poczuje się brana.
- I co się wtedy mówi? - Tomek żałował, że nie wziął ze sobą zeszytu, żeby notować te cenne informacje.
- Mówisz co Ci na język przyniesie, nieważne co, ważne żebyś mówił.
- A jak ktoś nie mówi?
- To mówi jak umie, porusza rękami.
- A jak nie ma rąk?
- To porusza czym może - ojciec był zirytowany tą dziecięcą dociekliwością - chociaż wtedy może być trudniej babę brać.
- I mam mówić cokolwiek? - dopytywał niestrudzenie Tomek, rejestrując w głowie każdą z rad ojca.
- Synu, możesz opowiadać o robieniu kanapki z szynką, byle byś się uśmiechał i mówił o tym z pasją.
- A jak ona nie je mięsa?
- To zamieniasz szynkę na ser i nie wspominasz o uboju rytualnym.
- Co to ubój rytualny?
- To… jak krówka… - ojciec machnął ręką - zresztą nieważne.
- No dobra, czyli jak stoję tak się biorę, i co myślę to mówię.
- Tak.
- Dzięki tato.
Tomek wyszedł z kuchni, żeby zabrać się do odrabiania pracy domowej. Planował też spisać na kartce rady jego taty, żeby móc je zastosować przy najbliższej sposobności.
***
Następnego dnia chłopiec wrócił ze szkoły i od razu przyszedł do ojca, który akurat przeglądał jakieś dokumenty w swoim gabinecie.
- Tato! - powiedział zadowolony i rzucił plecak na stojące w gabinecie krzesło - Wziąłem się dzisiaj za Angelikę!
- I jak poszło? - ojciec odłożył z wolna dokumenty, żeby w pełni zaangażować się w opowieść syna.
- A, tak jak stałem, tak się brałem! - odpowiedział z dumą Tomek.
- Co jej powiedziałeś?
- Na początku nie wiedziałem co mam powiedzieć, to zacząłem ruszać rękami, tak jak mówiłeś tato.
Ojciec złapał się w duchu za głowę, ale nie chciał tego okazywać, zanim Tomek nie skończy historii. Słuchał więc dalej, dokąd zmierza ta miłosna epopeja.
- No i wtedy ona zaczęła się śmiać! No to stwierdziłem, że poczuła się brana i zacząłem mówić.
- I co mówiłeś? - ojciec coraz bardziej zaczął interesować się historią niczym jego żona brazylijską telenowelą, którą właśnie oglądała w sąsiednim pokoju.
- O takiej grze, co mi ostatnio Patryk pożyczył.
- Co to za gra?
- O to samo zapytała! - Tomek aż podskoczył z zadowolenia - To taka strzelanka, że się strzela Brytyjczykami do Niemców, albo Niemcami do Brytyjczyków. Opowiadałem o swoich broniach i jakie mam statystyki.
- I co ona na to?
- Słuchała, a potem zapytała czy wolę grać Niemcami czy Brytyjczykami.
- I…?
- Powiedziałem, że Brytyjczykami, bo mają fajniejsze karabiny.
- No dobra, ale jak się to skończyło? - tata Tomka siedział teraz pochylony, chłonąc historię całym sobą.
- No właśnie tak. Porozmawialiśmy, potem się przerwa skończyła, mieliśmy ostatnią lekcję i wróciłem do domu.
- Dobra. - ojciec wstał i przeszedł się po pokoju - Słuchaj, w moim języku Angelika jest niedobrana.
- Co to znaczy?
- Jak się za babę bierzesz to musisz mieć kwit.
- Kwit?
- Tak, kwit. Potwierdzenie co dalej. Masz jakiś?
- No… planowałem z nią jutro porozmawiać, bo w sumie trochę zmieniłem zdanie i Niemców lubię tak samo.
- No właśnie, ale ona nie wie, że planujesz, czaisz?
- Ale jak to?
- A tak to! Jak jesteś w trakcie brania się za babę to musisz w pewnym momencie ustalić z nią co dalej. Możesz ją gdzieś zaprosić, albo nawet rzucić luźno, że pogadacie jutro. W innym przypadku baba jest niedobrana i ktoś Ci ją może sprzątnąć sprzed nosa. To tak jak z pójściem do lekarza. Lekarz nie wie, że chcesz się do niego wybrać dopóki nie zadzwonisz umówić się na wizytę.
- Hmm, widziałem dzisiaj jak Antek opowiadał Asi o samochodach i też patrzył na Angelikę.
- No właśnie! - teraz to ojciec prawie podskoczył - Musisz jutro pogadać z Angeliką, zanim Antek się zacznie za nią brać.
- Dobra, dzięki tato.
- A, i jeszcze jedno. - tata złapał Tomka za ramię, kiedy ten już zaczął wychodzić z gabinetu - Nie mów za dużo o tym samym. Ja bym odpuścił to gadanie o Niemcach.
- Jasne, dzięki.
***
Była szesnasta, kiedy Tomek przekroczył próg mieszkania po kolejnym dniu w szkole. Ojciec już czekał na niego w kuchni, żeby wysłuchać najnowszych relacji z boju.
- Jak poszło z Angeliką? - zapytał, kiedy Tomek zdjął buty i wyszedł z korytarza.
- Super! Dzisiaj jej opowiadałem o płatkach śniadaniowych.
- O płatkach? - ojciec był co najmniej zdziwiony.
- Tak, o różnych rodzajach, widziałem ostatnio taki filmik w internecie, gdzie było dużo więcej do wyboru niż to co z mamą kupujemy w markecie.
- Jak zareagowała?
- Pytała jakie płatki lubię.
- I…?
- No przecież wiesz, jakie lubię tato... czekoladowe, ale opowiedziałem jej dlaczego muszelki są lepsze niż kulki.
- Rozumiem, że jej się podobało. - ojciec uśmiechnął się pod nosem.
- Tak, też uważa, że muszelki są lepsze.
- Mądra dziewczyna. - ojciec rozweselony poklepał Tomka po plecach.
- No i jeszcze ładna! Pogadaliśmy, a potem się umówiliśmy, że pójdziemy w piątek po szkole na lody.
- Dokładnie! - ojciec uderzył pięścią w stół z podekscytowania - Tak właśnie się trzeba za babę brać!
- Tato, a mogę Cię o coś zapytać? - Tomek skulił się teraz lekko w krześle.
- Wal śmiało.
- Bo ja jeszcze opowiadałem o tych płatkach Kasi, Asi i Agnieszce. I z nimi też się umówiłem na lody…
- Z czterema naraz? - tata uniósł wysoko brwi.
- Nie, oddzielnie, i one się dowiedziały, i zaczęły się kłócić między sobą o to, która ma ze mną iść na lody.
Ojciec rozchylił usta w szerokim uśmiechu.
- Synu, to chyba ja powinienem się Ciebie pytać, jak powinienem się za babę brać.